23 lipca 2010

Jakby to było?

Każdy niepełnosprawny jest inny, wiem jednak, że każdy z nas… czasem zadaje sobie pytanie odnośnie swojego życia i tego jakby wyglądało,  jak mogło by wyglądać, gdyby nie choroba, gdyby nie ten tragiczny wypadek. Jest wiele powodów. Dla jednych ten dylemat jest piętnem nie pozwalającym z niczego się w pełni cieszyć a dla innych jest jedynie lub aż, wiecznie nurtującym pytaniem. Każdy, w tym także ktoś zdrowy niemal wręcz na szczycie świata, może mieć podobny problem trudno jednak nie zauważyć specyficzności takiej ciekawości gdy nogi lub całe ciało odmawia posłuszeństwa lub pozostawia wiele do życzenia.
Czasem zastanawiam się kim był dzisiaj był, gdzie mieszkał i jak pracował.. gdyby nie SMA. Czy jest prawdziwe te narzucające się przypuszczenie, że moje życie było by lepsze..? Jak wygląda szczęście skoro swoje obecne życie na prawdę uważam za dobre. Perspektywa i punkt widzenia – one zmieniają wszystko. Czy tego chcemy czy nie.
Ciekawe na ile mentalnie byłbym inny… inaczej czuł i widział – głupie i dziwne to zarazem… ale cóż złego móc wstać na własne nogi? Nie zmieniło by mnie to przecież w potwora. Pozostaje wiara, że byłbym dalej dobrym człowiekiem, jakim staram się być wszędzie i zawsze i tak jak dziś nie zmienia tego czas i miejsce, tak mam nadzieje, że nie zmienił by stan zdrowia.
Gdyby już na chwile, pojawiła się wiedza… jak to jest iść, poszedł bym na zwyczajny spacer. Tą samą drogą którą spaceruje wózkiem na co dzień…

6 lipca 2010

Zdrada?

…z każdym łykiem whisky chciało się powiedzieć więcej, być niemal kimś innym… na chwile, na moment chociaż – w zmęczeniu codziennością, podduszony problemami piętrzącymi się aż po sufit rozglądałem się wokół oceniając świat przekrwionymi oczami. Słuchałem jej głosy, patrzałem na każdy Jej ruch co jakiś czas lekko choć coraz mniej, krzywiąc usta po kolejnym łyku.
Znam Ją od lat choć Jej uroda i ona sama jakby zapodziała się w gąszczu całej reszty i dopiero teraz, gdy siedzący przy stole przetasowali się- ktoś wstał zapalić, poszedł do łazienki etc. znalazła się tuż obok, siedząc ściskała uda, bujając lekko kolanami poprzez unoszenie się na palcach. Zaczęliśmy rozmawiać, uśmiechać się do siebie oboje chyba zmęczeni życiem, jego chwilowością i koniecznością częstszych przymusów, obowiązków niż wyborach… wśród których euforii i dawnej wolności z każdym rokiem mniej.
Usiedliśmy dalej – tylko sami, dzieląc się whisky pitą z jednej szklanki… w Jej oczach coraz wyraźniej widziałem siebie, była coraz bliżej tu i teraz ale i w sensie dużo szerszym. Piła któryś z kolei już łyk lecz tym razem zanim połknęła dotknąłem Jej ust swoim, lekko je rozchylając a Ona udała, że się nie spodziewała lecz drżenie ciała mówiło co innego… alkohol z Jej ust wlał się w moje wraz z Jej ciepłą śliną.
Objęła mnie za szyje, całując mocno…usiadła najbliżej jak się dało, moje dłonie przesuneły się po Niej, po szyi przez piersi aż do bioder. Lekko uniosła się nie przestając mnie całować, zsunęła białe materiałowe śliskie spodnie ze swoich szerokich bioder wraz z białymi bawełnianymi figami. Jej blade i gładkie uda zaprowadziły mnie do krótkich sztywnych włosków między nimi – wsunąłem dłoń niżej… przygryzła mi usta, a na dłoni poczułem wilgoć i ciepło. Jej płatki sklejone były nią w jedną podniecającą całość niczym w kwiecie…po chwili udało mi się ułożyć je na boki i wsunąć palce głęboko między nie….
Wokół nas panował półmrok, czerwcowe ciepło i odgłosy rozmów kilkadziesiąt metrów od Nas. Napiłem się.. a ona siedziała i rozmawiała z kimś tak jak wcześniej, co chwila uśmiechając się i zagadując także do mnie..panował gwar rozmów i śmiechów choć mi udało się na chwile z tego wyrwać.
Wszystko to chciałem zrobić…choć  nie powinienem. Już po drugiej trzeba wracać.