18 marca 2010

O sobie samym


Mimo, iż przynajmniej teoretycznie…moja niepełnosprawność to ograniczenie fizyczne, miałem duże problemy z dostaniem się do normalnej szkoły, bo do takich właśnie chodziłem… dziennie i w normalnym trybie robiłem podstawówkę i szkołę średnią… byli ludzie którzy próbowali mi to uniemożliwić. Gdy dla nich samych i dla mnie, nie wystarczały ich oficjalne opinie odnośnie bezsensu bym się uczył absurdu planów, że mi się kiedykolwiek to przyda, poczynili prawne i administracyjne działania bym nie poszedł do „zdrowej szkoły” choć już na starcie pokazali całkowicie co innego – rak braku wiedzy i nietolerancję trawiącą szkolnictwo w Polsce na początku lat 90. Nie udało im się jednak… chodziłem do szkoły na własną odpowiedzialność: tą zarówno fizyczną, czyli upadek, uraz itd a także tą psychiczną, ciosy wyobcowania z powodu choroby, sam musiałem sparować i udało mi się nie tylko to przetrwać..lecz także pokazać innym ludziom, że mogą się zmienić, że jest to zmiana na lepsze a oni zwyczajnie się mylili. Widzę to w ich wzroku do dziś.
Wiem, że każdy może się mylić… ale czy mylę się uważając to wszystko powyżej za jakiś może mały, lecz sukces? Ktoś mi ostatnio „powiedział”..że to nic takiego, że nie ma czym się szczycić bo przykładowo studia, ma obecnie wiele osób. Z całym liberalizmem jaki noszę w sercu, nie mogę się z tym zgodzić, nie mogę też pogodzić się, że to słowa także niepełnosprawnej i wykształconej osoby… może i to faktycznie żaden wyczyn, ale na pewno nie nic małego. Niepełnosprawny w wielu kwestiach edukacji ma ciężej, niczym zdrowy kończący jakąś znakomitą uczelnie wyższą i to nie chodzi o ograniczenia jakie powoduje choroba, lecz upór jaki albo ma się w sobie… albo nie ma, bez względu czy jest się zdrowym, czy chorym. To zaangażowaniem zbudowaliśmy cuda tego świata. Nie talentem czy predyspozycją jakiej no cóż często brak w nie których sprawach, osobie np. na wózku.
Nie potrafię powiedzieć sobie, że co z tego, że mam studia i stałą pracę bo to nic a wszystko określa i tak choroba. Każdy stopień, nawet mały… jest krokiem w przód, nie w tył. Obojętnie kim się jest. Ograniczenia są i będą a niepełnosprawni mają ich jeszcze więcej… ale czasem w nich jest siła, to „coś” karzę poddawać się później lub wcale, starać się bardziej, „pozwala” nie „karze”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz